środa, sierpnia 7

Pięć dni w Kostrzyniu

Te pięć dni były dla mnie bardzo ciekawym doświadczeniem. W ciągu tych pięciu dni widziałam więcej uśmiechów i dobrych gestów niż przez cały ostatni rok studiów. To było wręcz trochę dziwaczne - tak jakby ludzie na te kilka dni wyłączali w sobie tą mroczniejszą stronę.

Wszyscy, bez wyjątku.
 

 
Nie zaprzeczę, iż były to piękne dni. I jestem pewna, że to właśnie przez tą panującą tam energię ludzie chcą tam wracać. Owszem, koncerty i warsztaty mają w tym swój wkład, ale ja właśnie myślę, że nie one są najgłówniejszym czynnikiem. Chodzi o ludzi.

Zawsze chodziło o ludzi.

Idziesz ulicą i wystawiasz dłoń do góry, krzycząc jednocześnie "piątka". W ciągu dziesięciu minut możesz zebrać co najmniej kilkadziesiąt piątek. Potykasz się o kamień i lądujesz na ziemi - oj, długo sobie nie poleżysz. W jednym momencie obok Ciebie znajdzie się kilkanaście ludzi i Cię podniesie. Brakuje Ci do piwa? Podejdź do pierwszej lepszej osoby. Chcesz fajkę? Każdy chce i każdy tam ma, i da!

Na woodstock się nie przyjeżdża. Na woodstock się wraca.
 
 
Myślę, że te zdanie opisuje cały woodstock. Bo taka jest prawda. Dużo jest tam ludzi, którzy przyjeżdżają już któryś raz z rzędu, a ci, którzy są pierwszy raz zawsze mówią "do zobaczenia za rok". Skoro to miejsce tak przyciąga ludzi to co może być w nim złego, prócz niewiedzy i stereotypów? Że tam brudasy i ćpuny? Że chlanie od rana do wieczora? Że laski oddają się za łyk piwa? Że niebezpiecznie, bo nie ma policji? Tak właśnie stereotypy i media krzywdzą tak piękne miejsce...

Ja jednak polecam wszystkim woodstock! Przynajmniej raz w życiu trzeba odwiedzić to miejsce! Przeżyć przejazd pociągiem, spać po kilka godzin, bawić się w gronie bliskich znajomych, szaleć na koncertach  i rozmawiać z każdą napotkaną osobą. Serce mi się cieszy na wspomnienie tamtych dni. To był mój pierwszy woodstock.

Ale nie ostatni!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz